Jan woła na pustyni, ale chrzci nad Jordanem. Tam spotyka Mesjasza, który stawia się po stronie grzeszników i pokornie staje w kolejce do tego, żeby przyjąć chrzest na odpuszczenie grzechów, to znaczy, że chociaż sam był bez grzechu, bierze na siebie konsekwencje naszego grzechu.
Jezus po chrzcie, znad wód Jordanu, wód, czyli czegoś co daje życie, napełniony Duchem idzie na pustynię, czyli miejsce śmierci, żeby pościć, żeby doświadczyć słabości ciała, żeby doświadczyć w pełni naszego człowieczeństwa. Bóg który stał się człowiekiem po to, żeby dzielić z nami całą naszą naturę, całą naszą biedę teraz zaczyna odczuwać głód.
Jezus idzie tam napełniony Duchem, to znaczy, że te wszystkie momenty pustyni w naszym życiu, momenty trudne, suche, są częścią Bożego planu. Wyjście na pustynię konfrontuje nas z pustką — i odsyła nas tam skąd chcemy uciec — od naszego serca.
I tutaj przychodzi diabeł.
Kusiciel objawia się jako przyjaciel, taki miły koleżka. Sprawia wrażenie, że staje po stronie Pana Jezusa, że chce, żeby Mu było dobrze, chce Mu jakoś ulżyć.
Kusiciel zaczyna swoje kuszenie od czegoś stosunkowo prostego: jeśli jesteś Synem Bożym, to to udowodnij, zrób prostą sztuczkę: spraw aby kamienie stały się chlebem. Co to dla ciebie, jeśli jesteś Synem Bożym.
Ale przecież powołaniem kamienia nie jest bycie jedzeniem. Powołaniem kamienia jest stanie się murem obronnym.
Ale nie da się wystąpić przeciwko powołaniu: z kamienia nie zrobi się nigdy chleba. Kamień zawsze pozostanie kamieniem.
Pierwsza pokusa to próbować zrobić coś przeciwko naturze, przeciwko naszemu powołaniu, którym jest, pełne zjednoczenie z Bogiem, życie na obraz i podobieństwo Boże.
Tym, co łączy te trzy pokusy, które przedstawia diabeł Jezusowi jest to: użyj przywileju bycia Synem dla własnych potrzeb, nie jako syn, nie w relacji miłości, ale żeby karmić swój egoizm. Bo przeciwieństwem miłości wcale nie jest, nienawiść. Nienawiść jest pewną, bardzo wykrzywioną, ale formą miłości.
Przeciwieństwem miłości jest obojętność.
Kusiciel mówi: użyj Boga do tego co ci jest teraz potrzebne, zamiast wejść w relację miłości. Miłości, która, jak również wiemy, nie jest wcale relacją łatwą.
A Bóg, który ma przecież wszystko, potrzebuje tylko tej jednej rzeczy: naszej miłości. Niedoskonałej, marnej, zimnej, humorzastej, ale właśnie dzięki temu wszystkiemu żywej, prawdziwej, która jest tym, co sprawia, że jesteśmy bardziej żywi: kto kocha naprawdę, jest delikatny, łagodny, żeby drugiego nie pożreć swoją obecnością, żeby pozwolić mu oddychać.
Diabeł, kusiciel wygrał z nami, jeśli udało mu się nas przekonać, że wiara to jest jakieś nasze dzieło, to jest coś, co nam się udało osiągnąć, bo zaczynamy robić rzeczy po swojemu, szukać swojej wygody, a później domagamy się od Boga, żeby przybił pod tym pieczątkę. Dlatego zaczynamy robić pewne rzeczy wychodząc od naszego własnego ja, a później wymagamy żeby Bóg nam pobłogosławił w tym, żeby to On szedł za nami, raczej niż my za Nim, zaczynamy Mu mówić, co ma dla nas zrobić.
por. Łk 4, 1-13
(technika mieszana na desce, 2019)