Św. Łukasz tak pisze o chrzcie, który przyjął Chrystus z rąk Jana Chrzciciela:
Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie». /Łk 3,21-22/
Jezus przychodzi nad wodę jako ten, który przyszedł zbawić nas od grzechu, i stawia się po stronie grzeszników, zaczyna swoją ziemską misję od pokazania, że chce być solidarny z nami we wszystkim. Choć sam jest bez grzechu, chce razem z nami ponieść jego konsekwencje, co więcej, chce ponieść je za nas — co poprowadzi Go ostatecznie na krzyż.
Chrzest Jana był wydarzeniem symbolicznym, czymś, co miało obmywać z grzechów i wzywać do nawrócenia. Tłumy przystępujące do niego są świadectwem tego, że człowiek chce zostać wyzwolony z grzechu i rozumie, że własnymi siłami nie może się z niego wyzwolić.
Człowiek w nowe życie, które symbolizuje chrzest, może tylko zostać zanurzony przez kogoś innego. Ale zaczyna się od pragnienia, którego źródłem jest zawsze i tylko Bóg.
Woda jest uprzywilejowanym elementem i symbolem, wybranym przez Opatrzność w historii Zbawienia i w chrześcijaństwie. Dzięki temu woda jest sakramentem Chrystusa, jest pierwszym i najważniejszym sakramentem, chrzest, najbardziej ekumeniczny z sakramentów, jest bramą sakramentów, która otwiera nam drogę do zbawienia, od pierwszych stron Biblii, gdzie woda jest miejscem zamieszkania Ducha Bożego, przez wybawienie z Egiptu i przejście przez Może Czerwone. Woda jest czymś, czego nie da się powstrzymać, czymś co jest wszechobecne, bez czego nie ma życia.
Woda służy do obmycia, obmycia z brudu, z grzechu, ale również przynosi ochłodę w upalne dni, albo kiedy zjemy coś ostrego lub gorzkiego, żeby zmyć ten smak. Bo dlaczego człowiek czuje potrzebę przyjścia do wody? Bo czuje, że coś jest nie tak. Paradoksalnie, człowiek chce przyjść obmyć się, bo czuje, że jest brudny, to znaczy, że to grzech nas popycha do nawrócenia. Chcemy napić się ze źródła życia, bo napiliśmy się najpierw trucizny.
Dlatego też motywem łączącym kolejnych pięć scen biblijnych w kaplicy, które zobaczymy jest właśnie woda.
Czytamy również w tym fragmencie ewangelii, że w momencie, kiedy Chrystus wchodzi do wody, Niebo się otwiera — a dosłownie rozdziera — i ono już zostaje otwarte! Nigdzie później ewangelista nie mówi, że się zamknęło. Nie otwiera się na chwilę, by tylko wydać z siebie głos. To, co było między człowiekiem a Bogiem — zostaje wyeliminowane.
Przed przyjściem Chrystusa człowiek myślał, że musi pełnić kult, żeby udobruchać sobie jakoś bóstwo, które jest odległe i przepaść między nim a tym bóstwem jest zbyt duża, żeby móc ją przeskoczyć. Chrystus, Bóg i człowiek jednocześnie, tymczasem zburzył mur dzielący Stworzyciela i stworzenie, otworzył nam drogę do nieba, to jest do żywej relacji z Bogiem.
I te uroczyste słowa, które słychać z nieba „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” coraz bardziej odnoszą się do nas, od kiedy my także zostaliśmy obmyci tą samą wodą, w której zanurzył się Chrystus — w momencie swojego chrztu Jezus uświęcił wszystkie wody świata i w ten sposób również my, w momencie naszego chrztu zostaliśmy włączeni, zanurzeni, w życie Boże. To nie byle co. Także my, w Chrystusie, czyli Synu Bożym, jesteśmy synami. Zjednoczenie z Bogiem to nasze jedyne możliwe powołanie.
I w końcu chrzest jest obrazem śmierci i zmartwychwstania: zanurzamy się w wodzie i powstajemy z niej odnowieni, przyodziani w białe szaty, ubiór ludzi zmartwychwstałych.
W momencie chrztu Duch Święty zstępuje na Syna Bożego, objawia Syna Ojcu i Ojca Synowi, jest więc to również wydarzenie, które objawia nam Trójcę Świętą, po raz pierwszy w sposób jasny Bóg objawia się jako trzy osoby.
(malowidło na ścianie, 2019)