Czy bardziej zaufam komuś, kto wie, czym jest cierpienie, czy komuś, kto nigdy go nie doznał? Czy zaufam Bogu, który urodził się w biedzie i cierpiał, czy Bogu, który jest silny, ale ukryty i odległy…
Pan Bóg jest w stanie przemienić w coś pięknego nawet najbardziej smutną historię — ale, uwaga, — nie zrobi tego sam. Beze mnie nie da sobie rady: bo są osoby, które tylko ja mogę kochać, rzeczy, które tylko ja mogę zrobić, słowa, które tylko ja mogę powiedzieć. Dlatego my tak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem — to druga osoba jest dla mnie drogą do Pana Boga. Jeżeli modlitwa, albo jakieś praktyki religijne izolują mnie od innych, to znaczy, że to są pogańskie obrzędy. O wszystko muszę się pytać: dlaczego mnie to spotkało? Może dlatego, żebym mógł zrozumieć kogoś, kto jest w podobnej sytuacji? Żebym mógł być blisko kogoś, kto przeżywa jakieś cierpienie, które jest podobne do tego, które ja kiedyś przeżyłem.
W naszym opolskim kościele przez okres Bożego Narodzenia towarzyszy nam ta ikona. Światło ze żłóbka wskazuje w górę, na ołtarz — bo to na ołtarzu Bóg staje się Ciałem, za moment stanie się chlebem dla nas, żebyśmy mogli Nim posileni, pójść dalej, żeby iść i kochać naszych bliskich. Zobaczmy dzisiaj w tej małej Hostii wielkiego Boga, który staje się mały, bo chce nam pokazać, żebyśmy się nie bali Go wziąć na ramiona, bo tak potrzebuje naszej miłości i naszego ciepła, że potrzebuje naszych brudnych rąk, że bez nich sobie nie poradzi.
Przede wszystkim musimy tutaj zadać sobie jedno konkretne pytanie: Co to znaczy w praktyce, że Bóg rodzi się dla nas? Pan Jezus rodzi dla nas w najdłuższą noc roku, żeby pokazać nam, że nie ma takiej ciemności, że nie ma tak trudnej sytuacji w życiu, której On nie mógłby przemienić. Bo życie jest trudne, spotyka nas bardzo wiele rzeczy, które są od nas niezależne i które są nieprzyjemne. Jezus nie mógł urodzić się w domu swoich rodziców w Nazarecie, musiał urodzić się w tej biedzie i w niewygodzie, a przez to pokazać nam, że chce być zwłaszcza obecny w tych najtrudniejszych momentach naszego życia.
To przez rozkaz pogańskiego władcy spełnia się proroctwo, że w Betlejem urodzi się Mesjasz: Józef razem ze swoją żoną Maryją jest zmuszony do podróży z Nazaretu do Betlejem, skąd pochodził jego ród, a tym samym spełnia się proroctwo. Życie ma dla nas nieraz nieoczekiwane rzeczy, których nie rozumiemy, ale z perspektywy — jeżeli tylko będziemy uważni — widzimy, że było w nich Boże działanie — tak jak w działaniu Cezara Augusta, który każe zrobić spis ludności.
Wszystko w życiu ma znaczenie, Bóg może wykorzystać nawet z pozoru najbardziej świeckie i samolubne działania, żeby wejść w nasze życie. Ale też w ten sposób Boże Narodzenie mówi nam, że jest jakiś niepokój, który ma w sobie coś świętego, bo wzywa nas do tego, żeby oderwać się od samego siebie, od tego naszego zakręcenia wokół własnego ‚ja’.
Jeżeli to wszystko zrozumiem, Boże Narodzenie będzie miało miejsce w moim życiu, może po raz pierwszy i Pan Jezus naprawdę urodzi się we mnie. I nie mają znaczenie moje słabości, moje grzechy — to pośrodku tego wszystkiego Bóg się rodzi. Dlatego ważne jest, żebyśmy byli sobą — żebyśmy nie udawali czegoś — bo tylko przez to jaki ja jestem, mogę być dla innych.
Boże Narodzenie wreszcie zaprasza nas do tego, żebyśmy cieszyli się z małych rzeczy — bo Bóg rodzi się mały, w sposób mało ważny i bardzo pokorny.