Mówią, że dzisiaj blue monday, najsmutniejszy dzień roku.
Dlatego dzielę się kilkoma refleksjami do ewangelii sprzed kilku dni, o smutku, który prowadzi do relacji z Bogiem i o tym, ile krzywdy wyrządzają określenia takie jak „chłopaki nie płaczą”.
Gdy po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy». A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: «Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?» Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!». On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: «Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego». (Mk 2,1-12)
Chciałbym pochylić się nad jednym zdaniem, które kończy pierwszą część dzisiejszej ewangelii, a w którym jest tak naprawdę wszystko. Ewangelista Marek pisze: Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy”
Dlaczego to zdanie oburzyło słuchaczy? Pan Jezus jak bardzo często w ewangeliach wyraźnie prowokuje tutaj uczonych w Piśmie. No bo to jest taka typowa prowokacja — mógł powiedzieć każdą inną rzecz, mógł nic nie mówić — a jednak decyduje się powiedzieć ‚odpuszczone są twoje grzechy’ — co w sumie nijak się ma do tego cudu, ale ważne jest tutaj połączenie choroby z grzechem.
Nie, choroba wcale nie jest tutaj karą za grzechy. To grzech jest chorobą, jest stanem nienaturalnym dla człowieka. I nie bez znaczenia jest to, że tą chorobą jest właśnie paraliż — bo grzech tylko pozornie daje nam wolność, ale tak naprawdę jest tym, co nas paraliżuje, co coraz bardziej zamyka nas na innych i na Pana Boga.
Bo to znaczy, że Jezus zobaczył ich wiarę? Ja bym chciał kiedyś zobaczyć czyjąś wiarę. Bo nie wiem, jak wy, ale ja osobiście nigdy wiary nie widziałem — no, może ewentualnie na pielgrzymce maturzystów na Jasną Górę — tam można zobaczyć, że uczniowie wierzą, że zdadzą egzaminy. To oczywiście tak półżartem, ale to jest tak naprawdę bardzo poważna kwestia. Bo to jest pytanie, o to, czy wiara może objawiać się w widzialny sposób? Co by to oznaczało — zobaczyć wiarę, skoro wiara to nie jest coś? Czyjejś wiary na pewno nie da się osądzić próbując liczyć ile kto się modli, w której siedzi ławce w kościele, czy ma ręce złożone tak czy tak. My wiarę za bardzo zrównaliśmy z kultem — oczywiście ten jest ważny, ale oderwany od życia prowadzi do faryzeizmu. To też pytanie konkretnie do mnie o to, czy ktoś patrząc na mnie mógłby zobaczyłby wiarę. Co by wtedy zobaczył? Czy gdyby ewangelista Marek patrzył na mnie, mógłby później napisać: „Jezus, widząc jego/jej wiarę…”
Na tym polega rzeczywistość Wcielenia, w której my również uczestniczymy — że nic nie jest wykluczone z przeżywania wiary: że wierzyć to dobrze wykonywać swoje obowiązki w pracy i w domu i w szkole, że to znaczy umieć się bawić i wypoczywać, że wierzyć, to również brać na siebie te wszystkie trudne doświadczenia, które nas spotykają i których nigdy nam nie braknie. Patrząc na te wszystkie nasze pozornie świeckie i samolubne zajęcia można dostrzec wiarę — jeżeli one prowadzą nas do relacji, do spotkania z drugim człowiekiem. A to spotkania są najważniejsze.
Bo weźmy tę historię z ewangelii. Jak bardzo zdesperowani są ci ludzie, którzy przynoszą paralityka i nie zniechęcają się tym, że nie da się przecisnąć przez tłum. Ale wręcz ściągają dach z domu, żeby dostać się do Jezusa. Dla nas to jest sytuacja zupełnie nie do pomyślenia — a jednak. W ich zachowaniu — uwaga — nie ma nic religijnego.
Oni już próbowali wszystkiego, żeby pomóc temu biedakowi. I wszystko inne ich zawiodło. I w tym właśnie momencie największej rozpaczy i beznadziei zwracają się do Jezusa.
Co to znaczy dla nas? Że są jakieś momenty desperacji, łez, cierpienia, które sprawiają że zbliżamy się do Boga.
Gdyby nie było płaczu tych ludzi, to Pan Jezus nie zwrócił by na nich uwagi. To ich płacz sprawił, że Jezus na nich spojrzał, tak jak później spojrzy na płaczące kobiety, które spotka na drodze krzyżowej. Co więcej — pierwszym zdaniem wypowiedzianym przez zmartwychwstałego Chrystusa będzie właśnie zdanie „czemu płaczesz?”.
To zdanie, którego musimy się nauczyć więcej używać — bo wokół nas jest masa płaczących osób, które potrzebują czasem tylko tego: żeby ktoś je zapytał „czemu płaczesz?” — to znaczy potrzebują, żeby ktoś się nimi zainteresował. Nie mówmy nigdy nikomu, żeby nie płakał, czy żeby się uśmiechnął. Swoją drogą, jakie my mamy do tego prawo? Powiedzieć „uśmiechnij się”, albo „nie płacz”, zwłaszcza, że to jest tryb rozkazujący — to powiedzieć tak naprawdę „twoje cierpienie mnie nie interesuje. Daj mi spokój”. A pytanie „czemu płaczesz?” — które może być wyrażone na inne sposoby — rozpoczyna dialog i pomaga wejść w relację.
Bo ile krzywdy w wychowaniu np. wyrządziło sformułowanie „chłopaki nie płaczą”. To jest nieprawda. Jak chłopakom nie pozwala się płakać, to w pewnym momencie zaczynają bić i kopać — niekoniecznie dosłownie, bo agresja przybiera bardzo różne formy, nie zawsze jest to przemoc fizyczna. Zwykle chłopcy zaczynają od wyżywania się na samym sobie, co kończy się nie tylko przygnębieniem, ale ciągłym poczuciem winy, porażki i wstydu, depresją, nałogami, izolacją.
I żeby nie było — tak już na zakończenie — ja o tym wszystkim mówię, bo sam tego wszystkiego doświadczyłem. I tego bólu i agresji pod adresem samego siebie. Również tego paraliżu, o którym usłyszeliśmy w ewangelii, tego, że jestem bezradny w obliczu tego, co mnie spotyka. I tego, że ktoś mnie przyniósł do źródła uzdrowienia. I wreszcie tego, że Pan Jezus powiedział: dziecko — odpuszczone są twoje grzechy.
* * *
Ilustracja to fragment mojego obrazu Pantokrator 400 (926) – numer jest oznaczeniem koloru niebieskiego.
Pisałem o nim tutaj: pantokrator-400-926